Pierwsze szczęście jest takie, że to już ostatni dzień maja!
Żartuję. To tylko falstart. Mam jeszcze w zapasie całe 3 szczęścia.
Ale i tak się cieszę (chyba pierwszy raz w życiu), że jutro już czerwiec. Mimo że kocham maj. I tym bardziej trudno mi uwierzyć, że ledwie dwa tygodnie temu – 16 maja – pisałam takie słowa. „Nareszcie majowe ciepło!”
Akurat! Gdzie to ciepło? Maj zrobił nas w trąbę – zawiódł na całej linii.
Trzydzieści jeden majowych dni przedreptało nam przed nosami, i jeden, może dwa dni naprawdę takie, że do serca przyłóż. A poza tym nic tylko palić w kominku albo kleić się do kaloryfera z gorącą herbatą w kubku, i o ten kubek grzać zziębnięte dłonie.
Kto to widział, żeby w maju robić zimową herbatę? A ja w tym miesiącu robiłam ją kilkadziesiąt razy!
Ale ma być o szczęściu na początek tygodnia.
Jest chłód, to prawda. I to majowy. A jednak, jak to u mnie bywa wiosną, budzę się skoro świt.
Dzisiaj też. Parę minut po czwartej. Otwieram oczy i widzę nad sobą blado-błękitne niebo. I widzę też skłębione białe baranki, przepychające się z jednej strony okna na drugą (bo okno mam nad samą głową).
To jest pierwsze szczęście, które puka do mnie tego dnia.
I zaraz za tym pierwszym szczęściem goni następne.
To drugie szczęście słyszę już całkiem wyraźnie, chociaż okna są zamknięte (brrr, zimno!). Tym szczęściem jest chór na kilka głosów. I to jaki! Rozświergotany na całego. Jeszcze dzień nie wstał, dopiero się budzi, szarzeje za oknem, a tam tyle radości!
Co tak świergoli?
Widzę ich wszystkich. Widzę oczami wyobraźni. Ciemnoszarego kosa, co to uwielbia dreptać w wysokiej trawie. I żółto-szaro-białą bogatkę zwyczajną (sikorę), tłuściutką i ruchliwą, przeszukującą zarośla. A czasem też oliwkowego pierwiosnka, którego na pewno bym niej dojrzała, bo jest mniejszy od wróbla i lubi się chować po krzakach. Leżę więc, wsłuchuję się w ten darmowy poranny koncert i uśmiecham się do siebie.
Taką radość wzbudza we mnie ptasia sztuka.
I zapewniam, że to są koncerty na najwyższym poziomie.
Wreszcie już całkiem spokojnie dociera do mnie trzecie szczęście. Wiem, że mogę dalej sobie poleżeć, leniwie się przeciągnąć w wygodnym łóżku, bo przecież dopiero ledwie świta. Mam więc jeszcze trzy godziny snu.
Potem wstanę. I nawet jeśli wtedy do okna zapukają mokre krople deszczu, mój dzień już się pięknie zaczął.
Mam ze sobą 3 szczęścia i na pewno ich nie wypuszczę. A dzień rozpoczęty od tylu szczęść musi być cudowny.
I Tobie takiego życzę!
Najnowsze komentarze