Raz na dwa-trzy tygodnie piekę w domu ciasto drożdżowe. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie mrożąca krew w żyłach historia, która się z nim wiąże. A zapamiętam ją do końca życia.
Ciasto drożdżowe obok marchwiowego i sernika jest moim ulubionym ciastem. Robię je migiem i zawsze mi się udaje. Szczerze mówiąc, trudno mi zrozumieć, że komuś drożdżowe może nie wyjść.
Pewnie dlatego, że piekąca je osoba go nie gimnastykuje (słowo daję!).
Ciasto drożdżowe (a także chleby) nauczyłam się piec w Norwegii. Moja gospodyni, Kari, była w pieczeniu mistrzynią, a ja jej pilną uczennicą.
No i stało się.
Przygotowałam wszystkie potrzebne składniki. Starannie wyrobiłam moje ciasto drożdżowe i odstawiłam je do wyrośnięcia. Potem powtórzyłam wyrabianie, ciasto rosło jeszcze raz, po czym wjechało do piekarnika.
Po czterdziestu minutach wyjęłam gorące, rumiane jak młody kasztan ciasto i odstawiłam do ostygnięcia. Kuchnię wypełnił bajeczny maślano-drożdżowy aromat.
Moje ciasto drożdżowe prezentowało się wybornie.
Słodki prezent dla mamy
Tego dnia planowałam odwiedzić mamę i dlatego uznałam, że zawiozę jej w prezencie połowę wypieku. Mama, osoba blisko dziewięćdziesiątki, bardzo lubi moje ciasta drożdżowe.
Jeszcze lekko ciepłe drożdżowe wstawiłam do drewnianego ręcznie malowanego pojemnika i ruszyłam w drogę (ten niezwykły, ręcznie malowany pojemnik, chociaż już mocno podniszczony, przywiozłam kiedyś z Norwegii).

Mama z ciasta ogromnie się ucieszyła. Ponieważ było jeszcze letnie, podczas spotkania wypiłyśmy tylko herbatkę i zadowoliłyśmy się winogronami. Ciasta nie ruszałyśmy, bo mama zawsze przestrzega, by nie jadać gorących wypieków. Ja się z tego śmieję, bo uwielbiam ciasta, a szczególnie domowy norweski chleb prosto z pieca. Cóż – matka i córka – każda z nas ma swoją mądrość.
Nagły telefon
Następnego dnia przed południem nagle rozdzwania się w domu telefon. Podnoszę słuchawkę i słyszę tajemniczy głos mamy.
– Wiesz, Madziu, chciałabym cię o coś zapytać.
Zupełnie mnie to nie zdziwiło, bo gdy mama dzwoni, zawsze zadaje mi mnóstwo pytań (chociaż czasem już wcale nie słucha moich odpowiedzi).
– Czy ty przypadkiem nie zgubiłaś swojej obrączki?
Najpierw się roześmiałam. O co mamie chodzi? Zaraz jednak odruchowo przełożyłam telefon do drugiej ręki, bo trzymałam go w prawej. Spojrzałam na serdeczny palec, na którym zawsze noszę delikatną, skromną obrączkę z maleńką cyrkonią.
Obrączki na palcu nie było!
– Dziecko, czy ty dybiesz na moje życie? – usłyszałam po chwili w słuchawce.
Najpierw oblał mnie zimny pot, a zaraz potem zrobiło mi się gorąco.
Ciasto drożdżowe z niespodzianką
Nie mam pojęcia, jak się to mogło stać. Poprzedniego dnia upiekłam pyszne ciasto drożdżowe z niespodzianką. Razem z ciastem upiekłam własną obrączkę! Musiała się niepostrzeżenie zsunąć podczas zagniatania. Bo ja zawsze zagniatam drożdżowe ręcznie. Tak jak dawniej kobiety. Nie po drodze mi z termomixem.

Na szczęście nie zdążyłam się porządnie zdenerwować. Skoro mama do mnie dzwoni, to znaczy, że wszystko z nią w porządku. Tym razem skończyło się szczęśliwie, choć mogło inaczej. Bo mama, racząc się moim ciastem, nagle poczuła pod zębem coś twardego.
Zęba jednak nie złamała, obrączki nie połknęła.
Złoto też się nie stopiło, bo do tego trzeba by dużo wyższej temperatury – aż 1064 stopni Celsjusza. Ja swoje drożdżowe piekę tylko w 190 stopniach. Nawet maleńka cyrkonia przeżyła tę traumę.
Jakiś czas potem na bazie tych przeżyć napisałam taki oto limeryk (czyli pięciowersowy wiersz o charakterystycznych rymach).
Młoda żona w podstołecznym mieście
Chciała mężowi upiec śliwki w cieście
Gdy ciasto miesiła
Obrączkę zgubiła
Dziś łzy nad grobem kapią niewieście.
Od tamtej pory, zawsze gdy piekę ciasto drożdżowe, zerkam z uśmiechem na obrączkę. Wtedy jej się naprawdę nieźle upiekło!
Zdjęcie główne: Andreas Lischka z Pixabay.
W sumie to piękna ta niespodzianka 🙂 Ciasto wygląda obłędnie, a ten pojemniczek – cudny jest!
Och, strasznie lubię te dawne ludowe przedmioty. Takie jak ten pojemnik na ciasto. Dla mnie tez jest cudny i jaki wygodny. Teraz niełatwo taki kupić w Norwegii a kosztuje przynajmniej 900 koron!
Ja generalnie wolę proste minimalistyczne formy, ale ten pojemnik skradł moje serce 🙂
O rety, a ja kiedyś znalazłam taka gumkę od weków w kubeczku po serku pewnej zagranicznej firmy. To bylo zaraz na początku jak weszli do Polski. Potem przez wiele lat nie chcialam nawet patrzec na produkty tej marki. Ale już mi niechęć przeszła, dzis znowu je kupuje :-).
Wcale się nie dziwię takiej wieloletniej niechęci. Zaufanie buduje się długo, ale bardzo szybko można je stracić. Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam. Magdalena
No to w gościach u Ciebie trzeba uważać 🙂
Spokojnie, będzie dobrze. Zapraszam na ciasto bez niespodzianek!