Długo i niecierpliwie czekała na ten dzień. Prawie cały rok.
Na pewno będzie inny niż wszystkie dotąd, widziała go oczami swojej dwunastoletniej wyobraźni.
Jesienią 2020 roku nareszcie mogła zapisać się do szkolnej orkiestry dętej, ale już dwa lata wcześniej zaczęła chodzić na lekcje gry na klarnecie. Musiała coś umieć, żeby ją przyjęto do zespołu.
I stało się. Kiedy stanęła w gronie kilkunastu kolegów i koleżanek przed panią dyrygent, dostała wypieków i nawet trochę jej się trzęsły ręce. Ale była z siebie naprawdę dumna.
Potem zaczęły się ćwiczenia. Spotykali się dwa albo trzy razy w tygodniu, żeby grać. Grali najpierw utwory o prostszej lini melodycznej, ale przed Bożym Narodzeniem zaczęli trenować marsze. Bo to głównie marsze będą grać w tym dniu. Dniu, o którym ona marzy od lat.
Na te orkiestrowe spotkanie biegła jak na skrzydłach.
Nie zawsze było łatwo i przyjemnie. Czasami setki razy ćwiczyli ten sam fragment. Do znudzenia.
Często po zajęciach od dmuchania bolały ją policzki. Jeszcze nie nabrała wprawy. I bolały ramiona od ciągłego trzymania ich uniesionych.
Lekko nie było, ale zawsze wtedy wyobrażała sobie ich zespół w ten majowy, radosny dzień. I siebie, maszerującą w gwarnej, kolorowej paradzie, w takt wygrywanej przez zespół muzyki.
Niemal słyszała wiwatowanie mieszkańców. Wyobrażała sobie, jak stoją na chodnikach, wyglądają z okien i z małymi flagami w dłoniach, pozdrawiają dumnie maszerujące dzieci. I ich orkiestrę. W ten jedyny w swoim rodzaju dzień.
Nie mogła się go doczekać. Codziennie spoglądała na kalendarz i odliczała kolejne dni, które dzieliły ją od 17 maja. Jeszcze trzy i pół miesiąca. Jeszcze tylko dwa. Zostały trzy tygodnie.
Było też szycie stroju galowego i wielokrotne przymiarki. Większość dziewczyn z zespołu już miała swoje mundury, dla niej krawcowa szyła nowy.
Jej pierwszy w życiu – chyba nigdy nie cieszyła się z żadnej sukienki tak, jak z tego munduru. Czarne spodnie z cieniutkiej wełny i czerwona marynarka ze srebrnymi guzikami. I do tego mała czarna czapka z białymi lamówkami.
Gdy wreszcie go odebrała, rozkładała go na łóżku w swoim pokoju i długo głaskała miękką tkaninę.
Pani dyrygent parę razy coś mówiła, że muszą się przygotować na różne sytuacje. Że nie wiadomo, jak to będzie z tym ich graniem. Bo koronawirus, i że nie wolno się gromadzić. Ale przecież oni grają razem od tylu miesięcy! Chyba nikt im nie zabroni grać tego dnia na świeżym powietrzu?
Mama też o tym wspominała, ale ona jakoś i mamy nie za bardzo słuchała. Chodziła z głową w chmurach na ćwiczenia i coraz bardziej czuła to łaskotanie pod skórą. Już za parę dni zbudzi się o szóstej trzydzieści, migiem umyje i pochłonie jedną albo dwie kanapki z miodem.
A potem założy ten najpiękniejszy na świecie galowy strój. Ubrana, spakuje do futerału swój klarnet i z bijącym sercem wyruszy na spotkanie z przyjaciółmi z zespołu.
Trzynastego maja 2021 jakby raził ją piorun.
Tego dnia przy śniadaniu mama powiedziała, że owszem, koncerty się odbędą, ale nie będzie wiadomo o której godzinie. Musi się liczyć z tym, że ich orkiestry nie będzie słuchać zbyt wiele osób. Tylko przypadkowi przechodnie, akurat ci, którzy znajdą się wtedy w okolicy. Zagrają dwa lub trzy razy, a większość imprez odbędzie się online.
Dziewczynka zamarła. Dopiero teraz do niej dotarło. W oczach stanęły jej łzy. Nie poczuła ciepłej maminej dłoni na policzku. Nie zauważyła słonecznych promieni rysujących złote ślady na jasnej drewnianej podłodze. Ani ukochanego kota ocierającego się o jej łydki.
– Mamo, co ty mówisz? Nie będzie pochodu? Ani ludzi na chodnikach?
– Będą, na pewno, ale nie tylu, co zawsze. Będzie podobnie jak rok temu, no ale ty wtedy byłaś chora, więc pewnie nie pamiętasz. No i niestety u nas, w Sarpsborg, odwołano parady.
Dziewczynka nie wiedziała, dlaczego mama jej to robi. Dlaczego mówi takie rzeczy. Przecież wszystko się może zdarzyć, ale nie to! Nie w taki dzień! Jedyny w roku. Dzień, który dorośli przygotowują z myślą o wszystkich norweskich dzieciach.
Nie mogła się z tym pogodzić. Jeszcze wczoraj dzwoniła do kuzynki z Rubbestadneset w Vestlandet. I tam u niej będzie święto. Kuzynka wystąpi w zespole tanecznym mażoretek z pokazem (przeczytasz o nich w pięknej relacji znad fiordów Olgi Bartnik). I zagra orkiestra dęta. I będą maszerować w pochodzie.
Więc dlaczego ona nie może? Dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy?
Rozpłakała się. Mama przytuliła ją i długo głaskała po głowie. Minuty płynęły jak uśpiona rzeka.
Naraz zadźwięczał dzwonek u drzwi. Dwunastolatka podniosła głowę, spojrzała mamie w oczy, a potem podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Przed domem stała jej przyjaciółka. W czarno-czerwonym uniformie wyglądała fantastycznie. Machała do niej ręką i uśmiechała się.
– Zobaczysz, to będzie piękny dzień. I zagrasz wszystkie utwory, które tak długo ćwiczyłaś – zapewniła mama.
– Ale skąd ludzie mają wiedzieć o naszym graniu, kiedy nie wiadomo, o której mamy grać?? – pytała jeszcze zduszonym głosem.
– Wielu mieszkańców i tak wyjdzie na ulice. Na pewno was znajdą i zechcą posłuchać. No i pomyśl, ile radości przyniesiesz tym starszym ludziom w domu starców, dla których zagracie na początku.
Dziewczynka jeszcze raz popatrzyła na koleżankę, wzruszyła ramionami i pomyślała:
A w nosie mam to, czy przyjdą, czy nie! I tak wyglądamy czadowo!
Z ostatniej chwili:
17 maja 2021 w Norwegii już drugi rok z rzędu nie odbędą się liczne i pełne euforii parady związane z Dniem Konstytucji (więcej o tym dniu przeczytasz w tym artykule). Te parady to przede wszystkim święto organizowane z myślą o dzieciach i młodzieży. W większych miastach odwołano pochody, w których miały brać udział liczne dziecięce orkiestry dęte i dziecięce grupy taneczne. Wszystkich Norwegów obowiązują krajowe zasady bezpieczeństwa, choć poszczególne gminy mogą samodzielnie decydować o pewnym poluzowaniu ograniczeń.
W około pięćdziesięciotysięcznym Sarpsborg dziecięca orkiestra dęta zagra przynajmniej dwa wyczekiwane przez młodych muzyków koncerty: jeden przed budynkiem domu starców, drugi na jednym z osiedli mieszkaniowych. Jednak oficjalnie nie ogłoszono, o której godzinie te koncerty się odbędą. Wszystko po to, by nie dopuścić do zbyt licznych zgromadzeń mieszkańców.
Zdjęcie główne: Stangnes/O. Farøvik
Dobrze, że mimo wszystko te próby nie poszły na marne. Bardzo ładnie przedstawiona ta tradycja i uczucia dziecka.
Pięknie dziękuję i macham ze spóźnionymi pozdrowieniami