Faworki – nie tylko w Polsce je kochamy. W Norwegii też się nimi zajadają, ale w innym terminie. Norweskie faworki o dość nieoczekiwanej nazwie wcale nie są zwiastunem postu…
Nie tylko w Polsce rozpływamy sie, widząc faworki. W dalekiej Norwegii też je znają, ale jedzą kiedy indziej. Norweskie chrusty wjeżdżają na stół nie w lutym czy marcu. Nie są zwiastunem postu. To od dawna znany przysmak na Boże Narodzenie obok wielu innych świątecznych potraw.
Czy młodyś, czy może pod oczami worki, w tłusty czwartek daj upust – zajadaj faworki. Faworki i pączki – och, pyszności masa, te własne, domowe zawsze pierwsza klasa!
Jednak w Norwegii nadano im dziwaczną nazwę. Nie mam pojecia, komu do głowy przyszło, by faworki nazwać FATTIGMAN czyli „biedak” albo „bidul”. Nasza nazwa brzmi jakoś dumnie, bardziej wskazuje na elegancki przysmak. Bo czy faworki takie nie są?
Pyszny „biedak”
Jaki biedak? Do przygotowania faworków – a smaży się je na głębokim tłuszczu – potrzeba śmietany, masła, mąki i naprawdę sporo oleju lub smalcu. Może dla nas dzisiaj to nic nadzwyczajnego, ale w przeszłości było inaczej. Często lata nieurodzaju sprawiały, że ludziom brakowało tych podstawowych produktów. Nie było nawet z czego upiec chleba, o taki luksusie jak śmietana nie wspominając.
A dziś z początkiem 2021 roku w podwarszawskiej piekarni za kilogram faworków roku trzeba zapłacić 98 zł. To jednak nie jest cena dla biedaka. Bogatszy też nierzadko uzna, że już lepiej samemu usmażyć.
Nie ma jak domowe
Dlatego zabrałam się za smażenie. Szczęśliwie w tegoroczny tłusty czwartek nie zabraklo mi ani czasu, ani chęci do brykania po kuchni. Faworków nie smażyłam przynajmniej od 25 lat, a lubię wyzwania, więc produkty migiem wylądowały w misce.
No i jaka to będzie frajda dla mężucha-łasucha.
I była. Tym razem skorzystałam z przepisu od Aniagotuje, własnego nie wypracowałam. Po 25 latach „niepraktyki” wolałam nie ryzykować. Po prostu w razie potrzeby zajrzyjecie do Ani.
Faworki w Norwegii
Za to prawie taki sam przepis na chruściki proponuje TINE – znany norweski producent nabiału Tine. Z jedną różnicą. Do ciasta norweskiego dodaje się 1/4 łyżeczki kardamonu i tyle samo cynamonu. Nad fiordami kardamon często się stosuje, zwłaszczado ciast drożdżowych. I warto, bo ciasto zyskuje wspaniały, dyskretnie orzechowy aromat. Podobnie będzie z faworkami.
Te norweskie „bidule” można dość długo przechowywać, o ile umieści się je w suchym szczelnym pudełku. Najpierw jednak muszą całkiem wystygnąć.
Przybyły do Norwegii już pod koniec XVIII wieku, ale rozpowszechniły się tam dopiero wtedy, gdy cukier i mąka stały się bardziej dostępne. Przedtem pojawiały się na stołach tylko bogatszych mieszkańców.
Elegancja Francja
We Francji faworki nazywają sie „merveilles” co znaczy „cuda” lub „cudeńka”. Pod fracuskim określeniem podpisuję się obiema rekami. Natomiast tenorweskie „bidule” za nic mi nie leżą. Nawet norwescy językoznawcy dziwią się rodzimej nazwie. Twierdzą jednak, że przyjęła się jakby na przekór drogim składnikom, z których powstają wykwintne, pyszne faworki.
Uwielbiam faworki! Mogłabym je jeść bez końca. Muszę na przyszły rok znaleźć jakiś dobry wegański przepis. W tym roku nie piekłam, ale zwykle robiłam je według przepisu Ireny Gumowskiej. Palce lizać!
Mam na półce książkę Ireny Gumowskiej. Wysłużona, ale znakomita! Wegańskie faworki to może być wyzwanie, ale pewnie da się zrobić… Pewnie Marta Dymek nie byłaby sobą gdyby nie pokombinowała (Jadłonomia) 🙂