Listopad ucieka, a ja jeszcze chwytam jesień oczami. I zbieram jesienne liście.

Od paru dni wieje, a ja odnajduję na balkonie i parapetach lub przyklejone do szyby jesienne liście. Tak jak i dziś.

Obudziłam się wcześnie rano, by jak codzień poćwiczyć, ale… moja codzienna joga czasami sobie wychodzi, a mnie na odwrót: nie wychodzi (ta moja joga). Bo rankiem ciemno, bo szaro i wilgotno.

I dlatego trudno się zebrać. 

Na szczęście później się rozpogadza. I dobrze, bo czeka mnie tego dnia praca w ogrodzie. I przed ogrodem. To już ostatni z ostatnich dzwonków. Dzisiaj zgrabię dębowe dywany sprzed mojej bramy i wzdłuż płotu sąsiadów. 

Oceany wylewają jesienią

Nie robię tego dla siebie, bo właściwie jestem przeciwniczką grabienia liści. Liście kocham, czasem je zbieram, i lubię brodzić w oceanach liści, gdy zalegają w parkach, lasach i na chodnikach. Od niedawna jednak robię wyjątek dla dębowych na styku mojej i sąsiedzkiej posesji. Bo sąsiedzi liście tępią.

Zawsze, kiedy grabię liście i upycham je do worów, zastanawiam się, czy moja sympatyczna sąsiadka – pani trochę starsza ode mnie (choć ja też niemłoda), wygląda przez okno. Moja sąsiadka czasami ma taki zwyczaj. Lubi wiedzieć, co się wkoło dzieje.

Ja nawet się z tego cieszę, bo ta miła osoba ma okolicę na oku. Może nawet lepiej wie, co u mnie, niż ja sama?

Jeśli więc przypadkiem pani sąsiadka mnie przez okno dostrzeże, to na pewno powie: „O, pani Magda wreszcie wzięła się za liście. Jak to dobrze, nie będzie ich do nas nawiewać.”

Komu jesienne liście

I właśnie dlatego od dwóch – trzech lat grabię i usuwam te dębowe. Robię to głównie dla mojej sąsiadki.

Trochę mnie to pracy kosztuje, przynajmniej jeden pełen dzień roboczy. To jednak praca na powietrzu, a grabienie to też rodzaj aktywności. Spacer tego dnia można sobie darować.

Gdy zbieram liście, zawsze mi ich żal. Chwytam je w dłonie, a one takie lekkie! Mam wrażenie, jakby mnie prosiły, żeby ich nie wynosić. Przecież są tu u siebie, tak im tu dobrze! I wcale się nie dziwię, bo mnie też jest tu, w tym moim zakątku, najlepiej na świecie.  

Sąsiadka zawsze grabi u siebie do ostatniego liścia, za to ja zwlekam, jak długo się da. A jednak postanowione. Nadchodzi koniec listopada. Codziennie za płotem widzę grabiącą zapracowaną sąsiadkę, i zaczynam mieć wyrzuty sumienia. Dałam się przekonać i zdecydowałam o eksmisji dębowych. 

Zresztą z tymi dębowymi to rzeczywiście jest kłopot. Jeśli się ich nie zbierze przed zimą, to wiosną są niczym twarda plastikowa skorupa. Drobnym krokusom czy tulipanom trudno spod nich wychylać łebki. Dębowe długo się też rozkładają. Dlatego mówię im bye bye.

Ale wszelkie inne liście to przecież samo życie, samo dobro dla ziemi! A ja chciałabym, żeby ta ziemia miała się jak najlepiej.

Czy lubisz, gdy jesienne liście ścielą się wokół dywanami?