Czy możesz sobie wyobrazić, jak to jest być innym? Jak to jest być pogardzanym i odepchniętym? Ja coś o tym wiem. Na imię mam Aile. Urodziłam się na dalekiej Północy. Posłuchaj – oto Laponia, którą kocham.
Na imię mam Aile. Urodziłam się w Laponii, na krańcach dalekiej Północnej Europy. Tak daleko, że może nawet nigdy tutaj nie dotrzesz. To prawie koniec świata. Mój lud żyje tu od dawien dawna. Laponia to nie jest kraj. Laponia – mówimy o niej Sápmi – to nasza życiowa przestrzeń. To terytoria północnej Norwegii, Szwecji, Finlandii i Rosji, po których wędrujemy od wieków. I wędrowaliśmy nawet wtedy, gdy o tych krajach nikt jeszcze nie słyszał.
Jestem zwykłą dziewczyną, chociaż Ty pewnie powiesz, że daleko mi do zwykłości. Moją matką jest zorza na polarnym niebie, a ojcem rozległy norweski płaskowyż. Odkąd pamiętam, do snu kołyszą mnie gwizdy północnego wiatru i delikatne pomruki reniferów. Kiedy jest mi smutno lub gdy rozpiera mnie szczęście, nucę tradycyjny lapoński joik.
Życie koczownika to nie bajka
Gdybyś chciał mnie kiedyś spotkać, musisz wybrać się w daleką podróż. I przygotować na niejedno zdziwienie. Bo życie moje i moich rodaków, odkąd wieść niesie, toczy się zapewne inaczej niż Twoje. My, Lapończycy (zwani też Saamami), jesteśmy ludem wędrownym.
Lapończyk czyli Łata
Ludzie od dawna mówili o nas: Lapper – Lapończycy (albo Loparowie). Ciebie może dziwić, że mnie takie określenie boli. Wielu uważa, że brzmi pięknie. Ale ja wolę, żebyś mówił o nas: Saamowie. Bo wiesz, „lapp” po norwesku znaczy łata. Taki skrawek byle czego, który naszywasz na rozdarte spodnie albo koszulę. Po prostu łatasz stare, bo nie stać Cię na nowe ubranie. I nawet jak tej łaty nie widzisz, to wiesz, że ona gdzieś tam jest. I słyszysz o niej, bo inni Ci o tym „życzliwie” przypominają, wołając: „Tee, Łata”.
Aż za dobrze znam taką życzliwość. Pamiętam opowieści mamy z jej pobytu w Oslo. Nie raz w gazecie znajdowała ogłoszenia prasowe o treści: Wynajmę mieszkanie (z wyjątkiem Lapończyków i mieszkańców północnej Norwegii). Gdy się temu dziwiłam, głaskała mnie po głowie i mówiła: „Kiedyś zrozumiesz”.
Saamowie mogliby zamieszkać w Słupsku
Ilu jest nas dzisiaj, dokładnie nie wiadomo, bo nikt nas oficjalnie nie policzył. Szacuje się, że około 70-130 tysięcy. To mniej więcej tyle, ilu mieszkańców liczą Konin, Słupsk, albo Kalisz. Najwięcej nas spotkasz w Norwegii (ok. 40 tysięcy) i Szwecji. Zaledwie garstkę w Finlandii i Rosji.
Dlaczego Saamowie wędrują
Nasze życie było zawsze związane z hodowlą reniferów. Od tych pięknych zwierząt zależało nasze przetrwanie. Rytm lapońskiemu życiu nadawał więc cykl życia reniferów. Dlatego musieliśmy wędrować. Tak jak i nasze zwierzęta wędrują w poszukiwaniu pożywienia. Dwa razy do roku i my, i nasze reny, przemieszczaliśmy się niespiesznie, pomiędzy pastwiskami zimowymi w głębi lądu, i letnimi, blisko morza.

Lapońskie M1
Ale przecież trzeba też gdzieś mieszkać. Tylko gdzie, skoro życie to ciągła wędrówka? Nie ma rady, trzeba zabierać dom ze sobą. Naszym domem były więc namioty zwane lavvo – wykonane ze skór reniferów. Bo namioty były lekkie, łatwo je złożyć, zabrać ze sobą, a potem rozstawić w innym dogodnym miejscu. Lavvo bardziej przypominały mongolskie jurty niż indiańskie tipi. Były przestronne, ale niższe po to, by łatwiej mogły stawić czoło silnym północnym wiatrom.
Na środku lavvo znajdowało się palenisko, z którego dym uchodził otworem w szczycie. Jedynym „oknem” w namiocie. Oknem na niebo. I właśnie przez to „okno” setki razy wpatrywaliśmy się w roztańczoną nad nami zorzę polarną. Niezwykłą, dziwną, trochę nawet straszną. I tak już od około 2000 lat. Z reniferowych skór szyliśmy też dla siebie odzienie i żywili się mięsem tych zwierząt. Oprócz hodowli moi bliscy zajmowali się też się rybołówstwem, myślistwem i rzemiosłem, głównie wyrobem przedmiotów ze skór reniferów.
Kto hoduje renifery
Dzisiaj wielu moich rodaków prowadzi osiadłe życie, choć wcale tego nie chcieli. Ale wciąż przynajmniej 1/3 nadal hoduje renifery. Hodowla i nasz wędrowny styl życia mocno dają w kość. To nigdy nie było i nie jest zajęcie dla sympatycznego mieszczucha i miłośnika ciepłej pierzyny.
Trzeba pokochać siarczysty mróz i hulający zimą wiatr. I polarną zimową ciemność. Trzeba polubić spanie na posłaniu z reniferowych skór w izolowanym brzozowymi witkami lavvo. Do tego potrzeba silnego charakteru. I wiele miłości wobec zwierząt. Bo z nimi spędzasz cały czas. One dają Ci dach nad głową, ciepło i pokarm.
Ten z Laponii znaczy inny
Przez całe wieki surowa przyroda Północy uczyła nas przetrwania. Życie, które dał nam los, było bardzo trudne, a hodowla reniferów w takich warunkach niezwykle wymagająca. Dzień i noc w stadzie z setkami zwierząt. Z pustką arktycznej zimy i bezbrzeżną ciszą. Ze śniegiem, w którym zapadasz się czasem po pas. Z lodowatym, przeraźliwie wyjącym wiatrem. Z budzącą grozę, roztańczoną na czarnym niebie zorzą. Ale też z budzącą do życia wiosną i majowym polanym dniem. Tak właśnie przyszło nam żyć, kochać, śmiać się, płakać, rodzić dzieci, umierać. I wciąż trwać.
Silni i słabi
Nasza inność stała się jednak naszą zgubą. Bo to ona sprawiła, że dziwacznych wędrowców podążających za stadem uznano za odmieńców. Przecież zwyczajny człowiek pragnie znaleźć sobie swoje miejsce na ziemi. A kim jest ten, kto nosi ze sobą swój dom i jak dzikus mieszka w lavvo? Taki ktoś nie może być wiele wart.
Smutna lekcja
Już w XVIII wieku. zaczęło się pasmo naszych nieszczęść. Najpierw odebrano nam piękne lapońskie imiona. Rodzice nie mogliby już wtedy nadać mi imienia Aile. Moja mama i tato też musieli pożegnać się ze swoimi i zmienić je na norweskie (o tych pięknych imionach i innych lapońskich zwyczajach opowiem w drugim odcinku tej historii).
Potem nadszedł rok 1850. Odgórnie uznano, że nasz lapoński język i nasze zwyczaje nie zasługują na to, by je pielęgnować. Ludzie z miast i wsi patrzyli na nas z rosnącą pogardą. W Norwegii – tu żyło nas najwięcej – rozpoczął się przymusowy proces norwegizacji.
Język lapoński całkiem zniknął ze szkół. Potem było jeszcze gorzej. Zabroniono nam go używać. A z początkiem 1900 roku weszło w życie nowe prawo. Od tej pory zabroniono nam nabywać ziemię. Tylko obywatele posługujący się językiem norweskim (piszący i mówiący w nim) mogli ją kupować. Ten stan trwał wiele lat. Zniesiono go dopiero w roku 1965!
Saamowie i Ludzie Lodu
Jeśli znasz norweską serię powieściową Margit Sandemo Saga o Ludziach Lodu, to łatwo sobie wyobrazisz, jak mogliśmy się czuć w ciągu ostatnich trzystu lat. Losy Ludzi Lodu trochę przypominają naszą historię.
To niezwykła historia Tengela Dobrego i jego potomków, którzy od wieków zmagają się z ciążącym na całym rodzie przekleństwem złego przodka. Ludzie Lodu, odsunięci przez społeczność z powodu swoich nadnaturalnych zdolności, oskarżani o czary, na zło zawsze odpowiadają dobrem.
Wyrazić siebie śpiewem
Kiedy mieszkańcowi Laponii jest smutno, kiedy coś go trapi, wtedy pomaga mu śpiew. Gdy w jego życiu nastaje wiosna albo miłość, i świat pięknieje, Saam też wyraża to śpiewem albo nuceniem. Te lapońskie śpiewy nazywamy joikami lub joikowaniem.
Dla większości Norwegów joik to najbardziej charakterystyczny element naszej kultury. Bo my śpiewaliśmy od zawsze. Joik na ogół niesie w sobie przejmujące przesłanie. To sposób, by obłaskawić ból, stratę, tęsknotę. Ale joik nucimy też, by wyrazić szczęście, miłość do kogoś, kogo kochamy, ale też miłość do przyrody. Bo ta, choć bywa surowa, jest też naszym sprzymierzeńcem.
Śpiewny joik bywa więc żartobliwy, pełen humoru, pokrzepienia, ale może też szczypnąć złośliwym słowem w ucho czy serce.
Kto się boi joikowania
Aż trudno w to uwierzyć, lecz joik – śpiew z głębi lapońskiego serca – już dawno znalazł się na cenzurowanym. Znienawidzili go i świeccy, i duchowni. Lapończykom zakazano śpiewać i nucić pieśni przez nich samych układane i komponowane. Dawniej wierzono, że lapoński joik towarzyszył szamańskim rytuałom. Wierzono, że miał moc wyzwalania obcych sił, nad którymi trudno zyskać kontrolę.
To dlatego joik stał się tabu. W latach 50-tych zdarzały się częste przypadki karania Lapończyków za ich śpiewy – w ich własnych domostwach! Lata mijały, rytuały, jeśli nawet miały miejsce, odeszły w niepamięć. Ale tu i tam niechęć do joikowania jest nadal żywa.

Joik zakazany w Kautukeino
Z czasem nawet wśród nas samych pojawiły się głosy, że przekaz tradycyjnych lapońskich śpiewów nie licuje z liturgią kościelną. Że nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Są i tacy, wśród nich do niedawna choćby władze parafii w Máze, którzy uważają joik za pieśń grzeszną. Dlatego zakazali jego wyśpiewywania.
Przekonał się o tym jeden z norweskich artystów, trębacz Ole Edvard Antonsen. W 2013 roku, dając koncert w jednym z kościołów w lapońskim Kautukeino, wywołał spore zamieszanie, bozanucił także lapoński joik. W tej parafii (Máze) na wykonywanie tradycyjnego lapońskiego zaśpiewu niestety nie było przyzwolenia.
Co się stało potem? Cóż, społeczność Kautokeino i Máze zaproponowała wprowadzenie zakazu jakichkolwiek koncertów w kościele.
Tak, niektóre tradycje jeszcze długo będą pukać do ludzkich serc.
Artyści i lapoński zaśpiew
Koncerty artystów lapońskich na żywo to niezwykłe przeżycie. Takimi sa dla mnie występy Nilsa Aslaka Valkäpää i Mari Boine Persen. Niezwykle śpiewa też młoda szwedzka artystka Sofija Jannok, ale i wielu innych. Te pieśni rzeczywiście mają w sobie wielką moc. Bo rodzą wewnętrzną odwagę. Dają oparcie tym, którzy są inni. Czy to tej inności mali ludzie tak bardzo się boją?
Saamowie nareszcie razem
Był początek roku 1917. To wtedy po raz moi dziadkowie i ich lapońscy rodacy spotkali się, by wspólnie walczyć o swoje prawa. Stworzyli też ogólnokrajową organizację, by tę walkę wspierać. Na pamiątkę tamtej pory dzień 6 lutego jest naszym wielkim Świętem.
Aile opowiada
Na imię mam Aile. Urodziłam się w Laponii, na dalekich krańcach Północnej Europy. Tak daleko, że może nawet nigdy tutaj nie dotrzesz. Za to mogę opowiedzieć Ci więcej o mojej krainie i zwyczajach. O pięknych strojach, o tym, jak upływa mój dzień, i o pewnym chłopcu, który ciagle za mną łaził. Ale to już opowieść na drugą część tej lapońskiej przygody. Znajdziesz ją tutaj.
Chcesz jej posłuchać?
Zdjęcie główne: Autor nieznany. Wykonano ok. 1900 roku. Library of Congress Prints and Photographs Division Washington, D.C. 20540 USA http://hdl.loc.gov/loc.pnp/pp.print. Domena publiczna.
Bardzo interesujący tekst, Mag. Kiedyś trochę interesowała mnie tematyka norweska, bo chciałam tam wyemigrować. Nigdy bym nie przypuszczała, że Saamowie mieli aż tak trudną historię. Czekam na kolejny Twój tekst. Uściski!
Pięknie dziękuję! Będzie niedługo 2. część.
Poruszająca opowieść. Pokazuje mi, jak daleka od ideału jest pokazywana i wychwalana Norwegia. Przyznaję, że wstrząsnęło mną oficjalne, państwowe, kościelne i zwykłe „ludzkie” traktowanie Lapońskiego ludu jeszcze w obecnych czasach. Wydaje się momentami, że życie i traktowanie tego ludu i ich kultury jest bardziej tragiczne od traktowania Indian Północnoamerykańskich. Z wielką ciekawością poznam dalszy ciąg tej opowieści. Dziękuję.
Arni, i ja dziękuję za te głębokie słowa. Rzeczywiście Lapończycy/Saamowie wiele wycierpieli przez wieki. Jak to bywa, ludzie ludziom potrafią zgotować ciężki los. Warto o tym pamiętać, wspominać, ale trzeba patrzeć przed siebie i robić wszystko, by takie czasy nie wracały, chociaż obecnie to wcale nie jest łatwe.