W październiku na północy Norwegii Matka Przyroda gasi światło. Jak sobie wtedy poradzić? Jak przeżyć zimę otuloną ciemnością? Ile trwa w Tromsø styczniowy dzień? Zanurz się w magicznym mroku i sprawdź, jak wygląda noc polarna w Norwegii.
Koniec stycznia 2020. Polska zima. Tylko czy na pewno? Wychodząc na spacer, mam wrażenie, jakby za kilka dni miała wybuchnąć świeżością panna wiosna. Ptaki świergolą, na krzakach niczym pisklaki wykluwają się nowe pąki, z ziemi powoli wysuwają główki pierwsze śnieżyczki przebiśniegi. Za to śniegu ani na lekarstwo. kiedy świat od rana do wieczora otulają gęste ciemności?
Co robią Norwegowie, gdy trwa noc polarna
Przez malutkie okienko Facebooka zaglądam do Bente Pedersen, znajomej norweskiej pisarki mieszkającej na północnym krańcu Europy. I co widzę? Skibotn. Niewielkie miasteczko, gdzie mieszka Bente. Jest jedną z najpopularniejszych w Norwegii autorek sag, np. Raija ze śnieżnej krainy, Roza znad fiordów, Trzy siostry (wszystkie te sagi mają swoje polskie wydania). Zimą Bente-artystka najczęściej oddaje się trzem czynnościom: czyta, pisze nową sagę i robi niezliczoną ilość cudnych zdjęć zorzy polarnej, która raz po raz wypływa na niebo tuż nad dachem jej domu.

Norweska zima w pełni
Przyglądam się styczniowym zdjęciom, które powstały kilka dni temu. Nie tym, na których migocze zorza. Innym. Zrobionym w południe. Droga wzdłuż fiordu. Po jednej stronie ociężałe od śniegu świerki przeklejone do skalistych zboczy. Przy nich pokryta grubą warstwą śniegu szosa.
Dalej jak obrus rozkłada się przymglony morski granat fiordu. Od wody dzieli jadących tylko żelazna, niska balustrada. Nie widać jej, ponieważ cała skryła się w białej mufce. Północny wiatr siecze bezlitośnie, wzniecając nad drogą śnieżne tumany, jakby ktoś w górze rozdarł tysiące puchowych pierzyn i obsypał nimi ziemię. Wokół puchowa biel, lecz niebo sprawia wrażenie przydymionego. Między szczytami hula uporczywy wiatr.
Ten krajobraz wydaje się surowy i pełen niepokoju, ale mnie zachwyca swoją tajemniczością. Często właśnie tak o tej porze roku za dnia wygląda kontynentalna Północ – rejony Troms i Finnmark.
Polarny mrok „Paryża Północy”
W tej samej chwili wracam wspomnieniem do mojej własnej zimowej przygody z Północną Norwegią sprzed lat. Przywiało mnie wtedy do pięknego Tromsø, zwanego przez jednych Wrotami Arktyki, przez innych Paryżem Północy.
W Tromsø mieszka 65.000 osób. To siódme miasto kraju fiordów pod względem liczby mieszkańców. Jego centrum rozpiera się leniwie na wyspie Tromsøya. Ze stałym lądem, gdzie mieszkałam, łączy ją most o długości 1036 m. Wędrowałam nim setki razy. Zimą trasa z domu położonego w Tromsdalen do centrum zwykle zajmowała mi ok. 50 minut.

Dzień krótki jak zajęczy ogon
Pan Bóg najwidoczniej ukochał sobie to miejsce na ziemi, dając miastu przepiękne położenie. Pozwolił mu otulić się ciepłym szalem Zatokowego Prądu zwanego Golfstromem. Dzięki niemu zima w Tromsø wcale nie jest tak bardzo surowa. A jednak miasto leży na tej samej szerokości geograficznej, co znaczne obszary Syberii. Temperatury styczniowe oscylują tu wokół -5 do -8 stopni C. Tylko ta ciemność nocy polarnej…
Właśnie w takich „mrocznych” okolicznościach zaczął się mój pobyt w tym mieście. Przybyłam do Tromso z Nowym rokiem, w drugi dzień stycznia i… zaniemówiłam.
Wszystko było tu dla mnie nowe i takie inne. Zalegające wszędzie zaspy, wysokie śnieżne korytarze przy wejściach do domów. Gęsta ciemność nocy. Szarość krótkiego jak zajęczy ogon dnia. I niesamowita świeżość w każdym wdychanym do płuc hauście powietrza. No i uprzejmość ludzi. „Dzień dobry” słyszy się tu od obcych na każdym kroku.
Ta zalegająca nad światem ciemność dopadła mnie tak niespodziewanie i z takim impetem, że nawet nie zdążyłam popaść w przygnębienie. Przeciwnie. Zadziwiła mnie i zarazem zafascynowała. No i tonące w polarnym mroku wyspiarskie centrum miasta… rozświetlały tysiące świateł.

Jak przeżyłam zimę w Tromsø
Na pewno bez trudu możesz sobie wyobrazić, że budzisz się o siódmej, a na dworze panują ciemności. To nasz polski krajobraz. W Tromsø nie ma co o tym marzyć.
W Tromsø o siódmej dzwoni budzik, a ja mam wrażenie, jakbym zrywała się w środku nocy. Wstaję, myję się i ubieram. Kwadrans później krzątam się po kuchni, bo przecież muszę przygotować norweskie śniadanie. Aromatyczny zapach przyrządzanej w dzbanku Ali kaffe już przyjemnie drażni zmysły. Siadamy z gospodynią przy stole przytulonym do okna. Chwila rozmowy, nim obie wyruszymy każda w swoją stronę. Ona do pracy, ja na uczelnię. Jasny snop ciepłego światła wiszącej nad głowami lampy łagodnie rozjaśnia kuchnię. Przez chwilę milczymy. Wyglądamy na zewnątrz…
Ciemno.
Czas płynie. Sprzątam po śniadaniu. Jeszcze szybka wizyta w łazience, mycie zębów i jestem gotowa do wyjścia. Dziś mam zajęcia na uniwersytecie. Otwieram szafę, zakładam kurtkę, jeszcze szukam rękawiczek i czapki. Zbliża się ósma. Wychodzę, zamykam drzwi. Ruszam na przystanek autobusowy. Pod stopami skrzypi śnieg gdzieniegdzie rozświetlamy smugami przydrożnych lamp. Spoglądam w niebo.
Ciemno.
Po czterdziestu minutach docieram na uczelnię. Tu wszystkie światła zapalone. Mija kolejna godzina, zbliża się dziesiąta. Znowu podchodzę do okna i wyglądam na zewnątrz. Na niebie w oddali nareszcie lekko się przejaśnia. Niedługo będzie można zgasić światło.
W południe, krótka przerwa na lunch. Ze zdziwieniem spoglądam na posmutniałe chmury. Niby jasno, ale co to za pogoda? Taki smętny, poszarzały. Wzdycham i zabieram się do nauki. O trzynastej znowu zapalam światło, ponnieważ z trudem odczytuję treści z książki. Znowu zerkam na pejzaż za oknem. Oto w Tromsø kończy się dzień!

Noc polarna w Norwegii i dnia tyle co kot napłakał
Nie ma rady. W listopadzie i grudniu słońce ani na chwilę nie wychyla nosa spod linii horyzontu, więc tutejszą ciemność trzeba polubić. W Tromsø czeka Cię o tej porze co najwyżej dwie-trzy godzinny dziennego światła, a i tak często wydaje się ono jakby przygaszone. Może się darzyć, że dopisze Ci szczęście, a wtedy ujrzysz przejrzyste niebo. Przyroda-artystka odmaluje na nim niezwykłe kolory błękitu czy pomarańczu.
Zimą w Polsce brak słońca odbiera mi energię. Za to noc polarna w Norwegii była tak inna od wszystkiego, co znałam! Chłonęłam ją całą sobą. Nie w głowie mi była zimowa melancholia. Północna przyroda po prostu zapierała dech w piersi. I nawet w mroku objawiała swoje piękno. Serce i duszę rozgrzewały godziny spacerów pieszych, dziesiątki wycieczek na biegówkach trasami oświetlonymi albo w ciemności rozjaśnionej tylko światłem księżyca. Nocne polowania na zorzę polarną. Zadumanie i zachwyt w obliczu gęstego polarnego mroku i niezwykłej ciszy.
I grono serdecznych przyjaciół. Przyjazny dom Kari i Helgego Stangnesów. W dużej mierze to dzięki nim ta „mroczna” przygoda na dalekiej Północy stała się dla mnie niezapomnianym i jednym z najjaśniejszych norweskich wspomnień.
Wybieramy się na początku stycznia mam nadzieje doświadczyć choć trochę z tego co opisujesz
Trzymam kciuk, żeby się udało, bo to niecodzienne zjawisko! I niezapomniane.
Pięknie opisujesz to fascynujące miejsce:)) Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś doświadczyć takich „mrocznych przeżyć w okolicznościach przyrody” 🙂
Chętnie Cię zabiorę ze sobą. 🙂
Kiedyś marzyłam o życiu w Norwegii, zaczęłam się nawet uczyć języka norweskiego. Kochałam też ciemności, więc dawniej zapewne taka noc polarna nie byłaby dla mnie wielkim problemem. Dziś jednak jest inaczej, pokochałam światło i już nawet krótkie zimowe dnie w Polsce powodują u mnie znaczne obniżenie nastroju.
Ale chętnie zobaczyłabym zorzę polarną 🙂
Bardzo mnie zaciekawiłaś, Kati, tym norweskim. A ze światłem chyba tak jest. Im człowiek dojrzalszy, tym bardziej go pragnie. Posyłam Ci promienny uśmiech, a na promienie słońca jeszcze chyba poczekamy, prawda?
Jak dla mnie zdecydowanie za ciemno. Nie wiem jakbym to przeżyła.
Anna, ale mieszkają tam bardzo ciepli, serdeczni ludzie. No, a po nocy polarnej przychodzi dzień. I zostaje na okrągło 🙂
To musi być fascynujące!
O, tak! Warto zajrzeć tam zimą choć na kilka dni