Niedawno spotkałam pewnego leniuszka. Ten leniuszek właśnie mi się przyznał, że polegiwał na kanapie.

Przed Świętami chciałam usiąść na chwilę w cichym kącie i napisać  życzenia świąteczne do moich latających (wirtualnych) przyjaciół. Ale nie takie zwyczajne życzenia, np. powszechne „Wesołych Świąt”. Lubię składać życzenia inne niż wszyscy. W ogóle lubię robić rzeczy inaczej niż wszyscy. Mam wtedy poczucie, że robię coś po swojemu, a nie pod czyjeś dyktando (chociaż zdarza się, że to mi wychodzi z różnym skutkiem, ale czegoś się wtedy przynajmniej uczę). 

Świąteczne czy noworoczne życzenia?

Chciałam, żeby to były życzenia, które bardziej zapadną w duszę i serce.

I nawet sobie to pisanie życzeń zaplanowałam na trzy dni przed Wigilią. Tylko że wtedy rozchorował się jeden z moich kotów, więc pisanie odpłynęło jak woda z wanny.

A potem jeszcze bardziej się wszystko zakręciło. Po prostu utknęłam w świątecznych przygotowaniach. I tych porządkowych, i tych kuchennych.

Gdy zabrałam się do przeszukiwania szuflad z przyprawami, odurzyło mnie. Na szczęście znalazłam wszystko, czego nie mogło zabraknąć w Święta czyli goździki, suszone grzyby, ziele angielskie i jałowiec, imbir, kurkumę, papryki ostrą, łagodną i wędzoną, wędzone śliwki i jabłka. Chciałam, by na stole stanął wegetariański bigos doskonały, ten z Jadłonomia.pl, pełen nadzwyczajnych zapachów i smaków (uważam, że ten bigos nie ma sobie równych). 

No i już na amen zawisłam nad garnkami i półmiskami. A to z barszczem, a to rybą po grecku i faszerowaną, albo nad miską z drożdżowym na makowiec. I naprawdę długo tak wisiałam. Jakie to szczęście, że drożdżowe paszteciki z kapustą u grzybami przygotowałam dwa tygodnie wcześniej i je zamroziłam. Na Wigilię, rozmrożone i wsunięte na pięć minut do piekarnika, były jak świeżo upieczone. 

Aż nadszedł ten dzień

24 grudzień… a ja po prostu klapnęłam na kanapie. I nagle sobie przypomniałam o przedświątecznym newsletterze. Pomyślałam jednak: nie, już dziś nie mam siły nic z siebie wykrzesać – czyli odezwał się we mnie leniuszek. Uznał, że może  jutro nadrobi zaległości. 

Ale nie nadrobił. Bo z myśleniem tak bywa. Jak się myśli, że się zrobi, to często się jednak nie zrobi, bo wiele spraw potoczy się inaczej. To zupełnie normalne i wcale nie trzeba się tym zbytnio martwić. 

I przyznam, że aż tak bardzo się nie martwiłam, chociaż mam lekkie wyrzuty sumienia z powodu niewysłanego newslettera do „smakowych” wiernych czytelników. Ale świat się chyba nie zawali, a ja zdołam Was wszystkich udobruchać. 

Co się odwlecze, to nie uciecze

Święte słowa: co się odwlecze, to nie uciecze – chociaż czasem sprzedawcy próbują nam wmówić coś innego. Nie wierzę w to. Człowiek na ogół głupieje, gdy czuje presję i musi natychmiast podjąć decyzję. Rzadko kiedy podejmuje tę najlepszą dla siebie. Więc i ja kwestię życzeń postanowiłam odwlec.

Życzenia i newsletter napisałam dopiero dziś. Te świątecznie do subskrybentów się ciut obsunęły, ale przyszły noworoczne, szczere i rumiane jak wrześniowe jabłuszko.

Dlatego teraz już ze spokojem przesyłam Wam wszystkim noworoczne życzenia. Niech ten Nowy Rok 2021, który już stuka do drzwi, niesie w kieszeniach samo dobro, spokój i zdrowie. I niech zewsząd prószy ciepło, a długim szalem otula miłość. 

A na koniec roku jeszcze zaproszenie do czytania!

Opowiadanie Nie tędy droga napisałam kilka tygodni temu, wspominając pewne wydarzenia z własnej przeszłości. Dobrzy ludzie mówią, że naprawdę dodaje otuchy.