Proziaki. I to z prozą. Ale czy chodzi o literaturę? I co ma do tej prozy Norwegia? Zaraz wszystko się wyjaśni.
Co to takiego te proziaki z prozą? Może jakieś dowcipne określenie na pisarza? A może lekko prześmiewcze na kogoś, kto pisarzem bardzo chciałyby zostać? (jeśli chciałby, niech zajrzy tutaj). Ale z ciebie proziak”, można by komuś rzucić prosto na klatę. Ciekawe, jak by to przyjął? Z godnością? Roześmiałby się czy obraził?
Pierwszy raz usłyszałam to określenie parę dni temu i mnie zaintrygowało. Od razu skojarzyło mi się językiem. W końcu filolog ze mnie (i to norweski – możesz to sprawdzić tutaj), więc prawie wszystko mi się z językiem kojarzy. Te PROZIAKI tak mi cudnie literacko pobrzmiewały.
Czeski błąd?
Potem pomyślałam, że to może tzw. czeski błąd. Bo miało być PROZAIK, ale komuś przestawiły się dwie literki. I wyszedł PROZIAK. Nie, bo przecież nazwa pojawiła się w liczbie mnogiej. Czyżby po prostu ktoś się przejęzyczył (i znowu za mną łazi ten język)? Czyżby ktoś chciał powiedzieć PROSIAKI, a wyszło dźwięczne „Z”?
Poszperałam, poszukałam i… znowu się czegoś nauczyłam. Otóż proziaki to… placki na prozie. Na prozie? Zbaraniałam. Przecież proza to (co ja znowu z tą literaturą?)
Polacy w Norwegii
O tej całej prozie i proziakach wyczytałam na jednej z grup fejsbookowych pt. Polacy gotują w Norwegii. Bo proziaki to smaczniutkie i bardzo tanie placki z Podkarpacia To właśnie tam jakieś 150 lat temu zaczęto je smażyć i podawać jako alternatywa dla chleba. I przyznam, że bardzo to udana alternatywa. No a proza to… w podkarpackiej gwarze zwykła soda, o czym też nie miałam pojęcia. Dzięki Polakom w Norwegii poznałam nowy szczegół dotyczący mojego własnego kraju. No i zachwyciłam się prostotą, smakiem regionalnych polskich placuszków.
W pół godziny później już je z mężem wcinaliśmy!

Jak zrobić proziaki
Przygotowanie ciasta to tylko parę chwil i jeszcze kwadrans, żeby ciasto popracowało z tą „prozą”.
- 500 gr mąki pszennej
- 1 szklanka kefiru lub jogurtu
- 1 płaska łyżeczka prozy. Ups, chciałam powiedzieć sody (oczyszczonej)
- 1 jajko
- po pół łyżeczki soli i cukru
Raz dwa i gotowe
Wszystkie składniki wrzucam do miski. Nie lubię się ceregielić, u mnie w kuchni musi być jak najprościej i oczywiście raz dwa. Ciasto mieszam, parę razy zagniatam ręką – ciasto jest dość gęste – po czym odstawiam na 15 minut. Po tym czasie krótko wałkuję na grubość ok 0,5 cm. Szklanką wykrawam placki i od razu kładę na rozgrzany na patelni olej. Chwila smażenia po jednej stronie, chwila po drugiej aż placki się rozzłocą. No i pięknie rosną w oczach!
Można je zajadać na słodko albo na słono. Jedliśmy i tak, i tak.
Tym sposobem polskie proziaki zawędrowały do Norwegii. A tam będą na pewno konkurować z różnymi norweskimi plackami, np. takimi jak fiskekaker.
Jeśli ktoś jest weganinem, jajko może pominąć, a dodać nieco więcej kefiru oraz jedną łyżkę mąki pszennej podmienić z mąką ziemniaczaną (która ładnie skleja). I dodatkowo sypnąć dwie dobre szczypty kurkumy. Przeciwników wałkowania zapewnię, że mały placuszek średnicy szklanki da się też uformować na dłoni.
Więc jednak nie. Proziaki w zasadzie nie mają nic wspólnego ani z pisaniem, ani z czytaniem. Chociaż niezupełnie. Mogą mieć ze słuchaniem, bo gdy smażyłam, włączyłam sobie aplikację Bookbeat i słuchałam audiobooka.
Czy te podkarpackie proziaki z prozą (czyli sodą) są Ci znane?
Najnowsze komentarze