W bożonarodzeniowej tradycji norweskiej na wigilijnym stole często pojawia się risgrøt czyli… ryż gotowany na mleku albo pokrewna potrawa – rømmegrøt. Skąd wzięła się ta tradycja?

Zwyczaj ten z pozoru może wydawać się mało świąteczny, bo chyba trudno o potrawy bardziej codzienne niż te przygotowane na mleku. A jednak w Wigilię w Norwegii dzieci dopominają się tych dawnych słodkich potraw.

Ryż na mleku

Risgrøt to gęsty deser z ryżu gotowanego na mleku. Dawniej jednak wcale nie podawano go jako deser. Risgrøt począwszy od XIX w. kiedy ryż zyskał w Norwegii popularność, był pełnowartościowym daniem śniadaniowym, kolacyjnym, a czasem też obiadowym. Podobnie było z inną mleczną potrawą – rømmegrøt – puddingiem na mleku i śmietanie zagęszczonym mąką pszenną lub jęczmienną, a jeszcze dawniej – kaszą jęczmienną. On również stanowił pełnowartościowy i ceniony posiłek.  

Oba te dania, a zwłaszcza rømmegrøt zawsze kojarzyły mi się z norweskim latem, ze żniwami czy sianokosami, tak chętnie opisywanymi w norweskich sagach. Właśnie w środku lata podawano je robotnikom w polu ponieważ rømmegrøt jest naprawdę sycący. Ale nie tylko chłop pracujący na roli miał okazję zatopić łyżkę w gęstym, polanym topionym masłem, budyniu. Jeśli chcesz się dowiedzieć, w jakich jeszcze niezwykłych okolicznościach oprócz sianokosów i Wigilii Bożego Narodzenia serwowano tę mleczną potrawę, możesz zajrzeć do artykułu Szybkie danie na co dzień – rømmegrøt.

Na te słowa mleko zbladło, przestraszyło się i zsiadło.

Jan Brzechwa

Postanowiłam sprawdzić, jak to jest z tymi mlecznymi daniami w świątecznych okolicznościach. Przecież zupy mleczne i kasze na mleku nam kojarzą się raczej z kuchnią dla dzieci. I dość mocno się zdziwiłam, bo trafiłam na informację o pewnym zwyczaju, jakiemu nierzadko hołdowano w dawnej Norwegii. 

Obyś nie skończył w oborze

Mleko wydaje nam się produktem powszednim, ale w przeszłości dla ludzi Północy żyjących z ryb, zasiedlających wybrzeże Norwegii, bywało w przeszłości przysmakiem. Gospodarstwa, w których w obórce stały trzy lub cztery krowy, już uważano za bogate. Ale nawet w takich dworach świeże mleko krowy dawały nie dłużej niż przez pół roku. Ten mleczny czas krów przypadał na okres letniego wypasu i na jesień. Kiedy jednak nadchodziły mroźne ciemne grudniowe dni, to nawet zwierzęta z tych lepiej utrzymanych gospodarstwa czy dworów przestawały dawać mleko. 

Dlatego świeże mleko lub potrawy przygotowane ze świeżego mleka na wigilijnym stole były nie lada gratką. Gospodynie starały się jak mogły przechować choć trochę mleka aż do Świąt. Jeśli się to nie udało, gospodyni musiała za karę spędzić wieczór wigilijny w oborze! Tak, trzeba przyznać, że dla kobiet świat nigdy nie był łaskawy.

A jednak ten niecodzienny i niemal okrutny zwyczaj, nie dotyczył wyłącznie kobiet. Podobną karę musiał odcierpieć mężczyzna. Jeśli na Święta nie zdołał zorganizować świeżej ryby, Wigilię musiał przesiedzieć nad fiordem, a nie przy świątecznym stole. I choć spędzał ten czas na świeżym powietrzu, z pewnością nie uniknął przemarznięcia.

Mniam jak mleko

To oczywiste, że mleko szybko kwaśnieje, dlatego gospodyni, która zachowała świeże mleko do Wigilii mogła być z siebie dumna. I mogła na wieczerzę wigilijną postawić na stole typową dla dawnej Norwegii kaszę jęczmienną na mleku, albo pudding na mleku i kwaśniej śmietanie czyli rømmegrøt. Potrawę polewano topionym masłem i posypany cukrem. Właśnie z powodu trudności ze zdobyciem świeżego mleka, ta potrawa na bożonarodzeniowym stole uchodziła na Północy za rarytas.

A dziś risgrøt albo rømmegrøt, tak jak nasz postny bigos, wjeżdżają na stoły w wielu domach, bo to szczególnie przysmak dzieci.